W Polsce brakować może od 0,65 do nawet 4 mln mieszkań. Co prawda systematycznie nadrabiamy zaległości względem Europy, ale zajmie nam to jeszcze dwie dekady. Przy założeniu, że utrzymamy wydajność z ostatnich lat.
Wraz z poprawą perspektyw gospodarczych łagodnieje podejście banków do kwestii ryzyka udzielania kredytów hipotecznych. Efektem są niższe wymagania dotyczące obowiązkowego wkładu własnego przy zakupie nieruchomości. Dziś, tak jak przed pandemią, jest to przeważnie 10 proc.
Epidemia zmieniła wiele naszych nawyków i przyzwyczajeń. Czy wpłynęła też na to, jakie kupujemy mieszkania? Lockdown czy kwarantanna w mikrokawalerce wydają się w oczywisty sposób trudniejsze do przetrwania, niż w przestronnym metrażu. Ale czy doświadczenie to wpływa na rynek nieruchomości?
W przypadku bardzo bogatych osób, pewni możemy być jednego – stać ich na zatrudnienie najlepszych doradców finansowych. A w co planują oni inwestować w najbliższej przyszłości? Cóż: co czwarty bogacz ma w planach zakup nieruchomości.
Polscy deweloperzy coraz śmielej rozglądają się nie tylko po kraju, ale po całej Europie. Jako przewagi inwestowania poza granicami Polski wskazują m.in. na stabilne, pewne prawo.
Wbrew pierwszym prognozom pandemia nie doprowadziła do załamania w segmencie kredytów hipotecznych. Popyt na nie praktycznie się nie zmienił, a w wartość udzielonego finansowania spadła tylko o 3 proc. Padł za to nowy rekord średniej kwoty wypłacanego przez banki finansowania na cele mieszkaniowe.
Czyżby niekończąca się opowieść o kredytach zaciągniętych we frankach wreszcie miała znaleźć swój finał? Wiele na to wskazuje, zwłaszcza od chwili, gdy w sprawę mocno zaangażował się nie tylko NBP, ale też Sąd Najwyższy.
Rok 2020 to przysłowiowa „klęska urodzaju” pod względem liczby oddanych, nowych mieszkań. Było ich aż 222 000 – to najlepszy wynik od 40 lat. Ale bicie rekordów przez deweloperów, choć zapewne cieszy przyszłych właścicieli, nie wszystkim musi się uśmiechać.