Czyżby niekończąca się opowieść o kredytach zaciągniętych we frankach wreszcie miała znaleźć swój finał? Wiele na to wskazuje, zwłaszcza od chwili, gdy w sprawę mocno zaangażował się nie tylko NBP, ale też Sąd Najwyższy.
W ostatnich dniach pojawiły się dwie bomby informacyjne, które przyciągnęły uwagę osób posiadających kredyty we frankach. Obie te informacje są dla nich bardzo korzystne.
Pierwszą z nich na początku miesiąca opublikował Narodowy Bank Polski. Dokładnie 9 lutego NBP poinformował, że kredyty walutowe niedługo mogą zostać przewalutowane, a sam NBP może rozważyć udział w tym procesie. NBP wskazał jednocześnie, że banki musiałyby spełnić szereg warunków formalnych, aby przewalutowanie odbyło się zgodnie z aktualnymi kursami i warunkami rynkowymi. To zabrzmiało jak przysłowiowa „marchewka”. Kilka dni później pojawił się ewentualny, przysłowiowy „kij”.
16 lutego Sąd Najwyższy wydał orzeczenie, które część frankowiczów na pewno wprawiło w niemały entuzjazm. Rozstrzygając spór między jednym z kredytobiorców, a Bankiem Millennium, Sąd Najwyższy orzekł, że w przypadku unieważnienia umowy, bank musi zwrócić klientowi wszystkie wpłacone raty. Mało tego; bankowi nie wolno potrącić kwoty, którą początkowo wypłacił klientowi. Jest to orzeczenie zgodne z korzystną dla większości frankowiczów teorią dwóch kondykcji. Upraszczając, orzeczenie oznacza, że klient Banku Millennium ma dostać z powrotem wszystkie, wpłacone przez niego środki składające się na raty kredytu, a dopiero później bank będzie mógł wystąpić wobec niego o zwrot kwoty wypłaconego kredytu.
Wspomniane orzeczenie to dopiero początek. Na 25 marca zapowiedziane są bowiem „wiosenne porządki”, które właśnie Sąd Najwyższy planuje urządzić bankom i frankowiczom, wytyczając linię orzecznictwa dla wszystkich sądów, w których czeka kilkadziesiąt tysięcy pozwów od klientów banków. To już bardzo mocny „kij”.
To teraz wróćmy do „marchewki”. Jak wspomnieliśmy, dokładnie 7 dni przed orzeczeniem Sądu Najwyższego, NBP odpowiedział „nie mówimy nie” na prośbę o wsparcie dla grupy banków, które planują walutowe kredyty mieszkaniowe przewalutować na złote. Zarząd NBP zadeklarował ocenę tej inicjatywy od strony bezpieczeństwa i stabilności systemu finansowego, ale jednocześnie postawił swoje warunki. Większość z nich dotyczy kwestii prawnych i formalnych, ale pojawia się też jeden, pierwszy punkt, który nabiera ciekawego znaczenia w kontekście wspomnianego orzeczenia Sądu Najwyższego. NBP wymaga przystąpienia do inicjatywy odpowiednio wielu banków, co ma sprawić, że przewalutowanie obejmie większość walutowych kredytów mieszkaniowych w Polsce.
Mamy więc „kij” (25 marca) i mamy potencjalną „marchewkę” (przewalutowanie przy współudziale NBP). Jedno plus drugie może sprawić, że w nieodległej przyszłości sytuacja kredytobiorców, którzy posiadają kredyty walutowe, może ulec radykalnej zmianie. Czy wpłynie to na ożywienie samego rynku sprzedaży nieruchomości? Zobaczymy.