No dobrze: mieszkania w zabytkowych kamienicach cieszą jeszcze bardziej. Ale ostatnio okazało się, że bloki z wielkiej płyty, na które do niedawna patrzono z pewną taką nieśmiałością, właśnie przeżywają renesans. Dlaczego?
Tak jak z giełdą, tak i z nieruchomościami – rządzą nimi trendy i emocje. Gdy 10 lat temu trwał boom na nowe budownictwo, rekordy cen za m² odnotowywano np. w warszawskim Wilanowie. Raptem cztery lata później, w roku 2014, gdy wszyscy już widzieli, że te osiedla owszem są ładne, ale miały wtedy jeszcze kiepski dojazd i niemal zerową infrastrukturę; ceny nieruchomości spadły wówczas w Wilanowie o ponad 20%.
To tylko przykład, choć dobrze pokazuje on, jak szybko zmieniają się trendy. Czy teraz, gdy zawrotną karierę robi słowo „patodeweloperka”, opisujące ekstremalnie zagęszczone, nowe osiedla, zaczyna się odwrotny trend – ponowne zainteresowanie wzgardzaną do niedawna wielką płytą? Wiele na to wskazuje.
Po pierwsze: wielka płyta to niezłe lokalizacje
Bloki, które budowano 40 czy 50 lat temu, wówczas może nie znajdowały się w centrach miast, ale dziś granice tych miast przesunęły się jeszcze dalej. Patrząc ot choćby na warszawski Ursynów – nowe budownictwo zlokalizowane na Kabatach leży nie tylko za „starym” Ursynowem Północnym, ale też za Natolinem (licząc od centrum kolejnymi stacjami metra).
Po drugie: dobra komunikacja i infrastruktura
Swego czasu w Miasteczku Wilanów, gdy zdobywało ono już nagrody za architekturę, wciąż brakowało szkół, przedszkoli czy nawet sklepów. To naturalne. Infrastruktura i usługi idą za klientem, a tych w dopiero budowanych inwestycjach nie ma zbyt wielu. Wielka płyta to duże populacje mieszkańców w okolicach, które już od dawna są dobrze zorganizowane. Dlatego zazwyczaj posiadają one zarówno dobrze rozwiniętą komunikację miejską, jak i rozbudowaną infrastrukturę usługową i publiczną.
Po trzecie: wielka płyta to przestrzeń
Fakt: nie zawsze, ale najczęściej. W latach 70’ i 80’ centralnego planowania osiedli nie było aż takiej presji na wykorzystanie każdego metra powierzchni gruntu pod możliwą do sprzedaży zabudowę. Stąd pomiędzy blokami z wielkiej płyty często znajdują się skwery, duże place zabaw, boiska, korty tenisowe oraz przede wszystkim: stare, wysokie drzewa, które w upalne lato są absolutnym błogosławieństwo, zwłaszcza przy temperaturach powyżej 30°C. I tak: zawsze to przyjemniej z okna patrzeć na zieleń, niż na beton.
Po czwarte: wielka płyta nadal jest tańsza
Cena za m² wiadomo – była, jest i będzie dla bardzo wielu osób najważniejszym elementem w podejmowaniu decyzji; nawet jeśli jest ona tylko o kilka lub kilkanaście % niższa od pobliskich bloków „nie z wielkiej płyty”.
Po piąte: patodeweloperka
Jeśli ktoś myślał, że wraz z PRL-em do historii przejdą opowieści jak z serialu „Alternatywy 4” to… no cóż: bywa różnie. Nie musimy nikomu mówić, że fachowiec fachowcowi nierówny. Podobnie jest z deweloperami i czasem również nowe budynki nie są pozbawione wad. I tutaj niespodzianka. Wielka płyta tych wad już nie ma. To znaczy – jasne; ona też je miała w czasie, gdy była oddawana do użytku, ale do dziś najczęściej zostały one już poprawione. I jeszcze jedno: żywotność wielkiej płyty jest szacowana jeszcze na co najmniej 100 lat.
No dobrze, a co z wadami?
Czy w takim wypadku wielka płyta posiada wady? Oczywiście, że tak. W zdecydowanej większości nie jest to piękna architektura, choć zdarzają się wyjątki, jak np. „Kukurydze” z Osiedla Tysiąclecia w Katowicach, które uciekają od wielkopłytowego standardu. Jednak: jest ono raczej unikatem tego typu budownictwa tamtych lat. Większość osiedli wykonanych z wielkiej płyty jest bardzo do siebie podobna i raczej nigdy już nie będzie prestiżowa.
Drugim, dużym minusem wielkiej płyty jest zbyt mała liczba miejsc parkingowych – wówczas jeszcze nie budowano podziemnych parkingów. Również klatki schodowe i windy bywają w różnym stanie, a do tego są to budynki co najwyżej zaadaptowane do potrzeb osób niepełnosprawnych. Tyle minusów. Czy przeważają one nad zaletami? To już niech ocenia rynek.